“Nic nie może wiecznie trwać” – śpiewała nieodżałowana Anna Jantar. I tak też miało być z nami. Po kilku wspólnie spędzonych miesiącach, gdzie zwłaszcza maj był niezwykle namiętny (o czym możecie przeczytać między innymi tutaj), pełny pięknych chwil i uniesień, przyszedł dzień w którym nasze drogi miały się rozejść na zawsze. A doprowadził do tego splot nieoczekiwanych wydarzeń.

“Nie pisz już do mnie więcej”, tak brzmiała wiadomość od Ślicznotki. Nasza cała korespondencja z poprzednich miesięcy zniknęła. Kilka dni później spotkaliśmy się dosłownie na chwilę żeby podziękować sobie za wspólnie przeżyte krótkie poranki, długie wieczory i noce. Ostatni pocałunek, wymiana głębokich spojrzeń i… zapytacie dlaczego ciągle nasza znajomość trwa a Wy czytacie kolejny jej rozdział? 

Ciężko mi znaleźć słowo na to co nas połączyło, na to co sprawiło, że tak ciężko było nam się rozstać. Już następnego dnia dostałem od niej wiadomość “Chciałbym móc kiedyś jeszcze do Ciebie napisać” i jej zdjęcie… Serce zabiło mi mocniej ale nie odczytałem tej wiadomości. Postanowiłem naszkicować jej portret i wysłać go w odpowiedzi. Wieczorem tak zrobiłem, napisałem wszystko co chciałem i wysłałem do niej wiadomość którą odczytała i usunęła. Wtedy byłem pewien, że to koniec.

Dzień za dniem pada deszcz,

Słońce śpi, nie ma Cię,

Jest mi bardzo, bardzo źle…

Tak mocno …… Cię 

Wyjątkowo Zimny Maj, Maanam

Minęło kilka dni, a ja ciągle sprawdzałem czy na komunikatorze nie ma nowej wiadomości od Ślicznotki. Niestety, nie.

Obudziłem się w piątek wyjątkowo wcześnie. Pogoda była piękna, za oknem świeciło słońce, lato zbliżało się wielkimi krokami. W mojej głowie zrodził się pomysł, który po chwili przekułem w czyn. Wysłałem jej bukiet pięknych kwiatów z fragmentem tekstu zespołu Maanam.

Po południu napisała do mnie. Wysłała swoje zdjęcie z cudownym bukietem kwiatów. Nie pisaliśmy długo ale udało nam się ustalić jedną rzecz. Chcieliśmy dać sobie trochę czasu, odpocząć i za kilka tygodni spotkać się. Być może łatwiej będzie podjąć trafną decyzję na chłodno aniżeli pod wpływem emocji? Ustaliliśmy datę przyszłego spotkania. Do tego czasu nasze komunikatory ponownie miały milczeć. Czy tym razem również wytrzymaliśmy?

Przerwane milczenie

Cóż może robić facet który nie potrafi przestać myśleć o kobiecie? Ja skupiłem się na treningu i swoich projektach, nie było jednak łatwo, przerwa w naszej znajomości była jak odstawienie narkotyku. Nie było dnia abym o niej nie myślał. Nie wiem czy ona przeżywała to samo co ja, czy odczuwała brak mojej osoby, brak porannej wiadomości z “Dzień dobry” i buziakiem?

Minęły niecałe dwa tygodnie, był późny wieczór, leżałem już w łóżku i próbowałem zasnąć. Coś jednak nie dawało mi spokoju, zajrzałem na komunikator i tylko mignął mi buziak od Pani Quadrifoglio – buziak “widmo” :). Byłem już w półśnie więc nie miałem pewności czy po prostu nie zobaczyłem czegoś co po prostu chciałem zobaczyć… Bo po chwili buziaka już nie było. Nie zastanawiałem się już nad tym ale gdzieś wewnątrz siebie ucieszyłem się. Ona tam jest i tęskni za mną.

Kolejny poranek, kolejna myśl i kolejne kwiaty dla Kobiety o najpiękniejszych oczach jakie widziałem. Tym razem posłałem jej bardzo wymowny bukiet róż z włoską sentencją “Una donna, la sua sorte é fatta dell’amore che’ella acetta” co w tłumaczeniu znaczy “Kobieta ma takie życie jak miłość na którą się godzi”.

Od tego czasu postanowiliśmy pisać ze sobą, przerwa w komunikacji była dla nas oboje zbyt ciężka, nie planowaliśmy jednak póki co się spotykać. A buziak którego widziałem na liście wiadomości okazał się nie być tylko wytworem mojej wyobraźni.

Pocałunek wśród drzew

O tym co działo się pomiędzy jej wieczornym “buziakiem-widmo” aż do dnia kiedy spotkaliśmy się ponownie po długich tygodniach w osobności mógłbym napisać osobną książkę (i kiedyś ją napiszę! ;)).

Każdy z Was wie, że nie wszystko w życiu można przekalkulować, że nie wszystko jest matematycznym równaniem i czasami logikę odstawiamy na bok. Tak właśnie zrobiłem pewnego sobotniego wieczoru. Napisałem do niej, tym razem to ja odezwałem się do niej pierwszy a na odpowiedź nie musiałem czekać zbyt długo.

– Tęsknię za Tobą…

Pisaliśmy krótko i konkretnie. Nie minęła godzina i byliśmy znowu razem, w mojej prywatnej czerwonej przestrzeni. Kiedy weszła do auta z pod znaku czterolistnej koniczyny nie była najszczęśliwszą Kobietą jaką znam. Ale gdy ją zobaczyłem, wiedziałem co zrobić. Włączyłem jedną z jej ulubionych piosenek. Jedną ręką złapałem ją za kolano i ruszyłem w stronę najbliższego jeziora i lasu, chciałem ją pocałować, tym razem chciałem jej powiedzieć coś więcej więc sceneria nie mogła być bez znaczenia.

Podróż minęła nam szybko, niewiele mówiliśmy, cisza była dość jednoznaczna. Był ciepły lipcowy wieczór, zatrzymaliśmy się nad jeziorem, mimo późnej pory dookoła było sporo ludzi. Wyszliśmy z auta, chwyciłem ją za rękę i spacerowym tempem wciąż nic nie mówiąc ruszyliśmy przed siebie. Po kilkudziesięciu metrach zatrzymałem się, obróciłem się do niej, odsunąłem jej włosy z policzków, spojrzałem w te cudowne oczy tak głęboko jak tylko mogłem i obejmując ją tak mocno jak nigdy wcześniej zacząłem całować jej usta.

Każdy kolejny pocałunek był jak łyk zimnej wody na gorącym pustkowiu po wielu dniach wędrówki. Zatraceni w sobie, po wielu tygodniach w których świadomość tego że obecna chwila nie miała nigdy nastąpić, staliśmy wśród drzew, objęci mrokiem, ciepłym letnim powietrzem i sobą nawzajem. Gdy tylko skończyliśmy a już dzisiaj nie pamiętam jak długo trwał ten ognisty pocałunek, ponownie głęboko spojrzałem w jej oczy, chwyciłem za rękę i szybkim krokiem wróciliśmy do auta.

Jak dwa klocki lego

Skończyliśmy ten emocjonujący spacer i oboje marzyliśmy teraz tylko o jednym – o dużym wygodnym łóżku i dzikim, namiętnym “naszym idealnym” seksie. Po kilkunastu minutach zameldowaliśmy się w dobrze nam znanym hotelu, już w windzie nie mogliśmy się powstrzymać od namiętnych pocałunków. Trudno się dziwić – oboje byliśmy siebie spragnieni. Po tych tygodniach emocjonalnej huśtawki nasze ciała i zmysły płonęły i było to widać w każdym calu każdego z nas. Stanęliśmy przed drzwiami do hotelowego pokoju. Otworzyłem je, Ślicznotka przeszła obok a jej cudowny zapach unosił się w powietrzu. Chwyciła mnie za rękę i dosłownie wciągnęła za sobą, drzwi zatrzasnęły się, chwyciłem ją za pośladki i mocno przyparłem do ściany. Nasze usta po raz kolejny tego wieczoru zetknęły się jakby w gorącym tańcu radości i nieopisanej tęsknoty. Ściągaliśmy z siebie nawzajem kolejne części garderoby mimo że w tym wzajemnym uścisku wcale nie było to łatwe.

Kiedy była już tylko w swojej ciemnej i seksownej bieliźnie wziąłem ją na ręce i rzuciłem na łóżko. Dosłownie rzuciłem. Byłem jej tak spragniony że każda kolejna chwila zamieniała się w wieczność. Rozebrałem ją do naga, moje usta i język natychmiast powędrowały między jej uda. Była gorąca i spragniona, tak samo jak ja. Pieszczoty nie trwały jednak zbyt długo. Oboje chcieliśmy już tylko poczuć się wzajemnie. Po chwili stęsknione siebie ciała ponownie splątały się a czas zatrzymał się w miejscu.

Kochaliśmy się długo, tym razem bez muzyki, byliśmy tylko my. Nasze głębokie oddechy i spojrzenia. Po tak długiej przerwie wszystko odczuwałem podwójnie a być może nawet potrójnie. Było cudownie, każdy ruch i każdy oddech przyprawiał mnie o ekstazę. Jej zamknięte teraz oczy i przyśpieszony oddech zdawał się potwierdzać, że ona tak samo jak ja nie mogła się doczekać tej ekstazy doznań a po chwili śmiejąc się subtelnie wyszeptała mi do ucha:

– Jak dwa klocki lego…

Wiedziałem co miała na myśli, były momenty w których nasze ciała i dusze dopasowywały się idealnie, stawaliśmy się dosłownie jednością a doznania potęgowały się.

Rozmawialiśmy jeszcze dłuższą chwilę, o tym co działo się u nas przez poprzednie tygodnie, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Nie zmieniło się nic, mimo tego wszystkiego co wydarzyło się przez ostatni miesiąc czułem się jakby znowu był maj, wiał wiosenny wiatr a wokół nas budziło się życie. I ona. Nie zmieniła się nic, była jeszcze piękniejszą wersją siebie. Kiedy po wszystkim położyła się na skraju łóżka, podpierając głowę jedną ręką a jej włosy delikatnie przysłaniały twarz, przeszła mnie myśl która nie opuszcza mnie do dzisiaj.

Czterolistna koniczyna

Kiedy odwiozłem ją na miejsce z którego zabrałem ją kilka godzin wcześniej, wyglądała już tak jaką chciałbym ją widzieć zawsze. Była po prostu szczęśliwa…

Czy to czterolistna koniczyna sprawia, że mimo wszystkich przeciwności wracamy do siebie? Wszak jest symbolem szczęścia, to właśnie tego pragniemy jako ludzie. Być szczęśliwym. I mimo iż każde z nas ma swoje osobne życie to w momentach kiedy potrzebujemy siebie nawzajem – jesteśmy – dając sobie chociaż małą namiastkę własnego Eldorado. Wracamy do siebie jak bumerang – czy istnieje jakaś niezwykła siła która nas do siebie przyciąga, a może to tylko złudzenie? Dajcie znać co Wy o tym myślicie.

P.S. w drodze powrotnej do domu czekała mnie jeszcze jedna ciekawa przygoda a mianowicie kontrola drogowa. Skończyła się jednak równie optymistycznie co nasz kolejny wspólny wieczór z Panią Quadrifoglio 🙂

Wyświetl komentarzeZamknij komentarze

Napisz komentarz