Pewnie zastanawiacie się czy to co tutaj opisujemy jest chociaż częściowo prawdziwe – cała historia , przeżycia i emocje rodem prosto jak z harlequina. Otóż tak , ale nie zawsze wszystko co spotykało naszą dwójkę można opisać w superlatywach. Zdarzały się jak każdemu mniej przyjemne doznania a z każdym kolejnym spotkaniem przeróżne myśli – niekoniecznie pozytywne. Oboje zaobserwowaliśmy , że pomiędzy nas i to co się działo w dosyć szybkim tempie, zaczęło się wkradać coś czego żadne z nas nie chciało…Nie potrafiłam tego nazwać wtedy i nie potrafię nazwać teraz – czy to uzależnienie? Czysta potrzeba czucia się wyjątkowym czy coś więcej? Nie wiedzieliśmy tego a przynajmniej ja – ale wiedziałam, że trzeba odrobinę wyhamować i oczyścić umysł a przy Panu X nie było to łatwe albo wręcz niemożliwe. Zwykle chcieliśmy siebie częściej , mocniej i więcej…a przecież prócz naszego nietypowego układu obok każdego z nas był ktoś jeszcze.

Nie mogło opuścić mnie wewnętrzne przekonanie, że to dla niego też stało się zbyt skomplikowane.

Mrs Quadrifoglio

Jak myślicie co się wydarzyło?

Prześladowana myślą, że chcąc rozwiązać jeden problem ściągnęłam na siebie kolejny zwyczajnie napisałam , że musimy trochę odpuścić. Po krótkiej wymianie wiadomości na naszym prywatnym  komunikatorze powiedzieliśmy obydwoje OK…Wiedziałam, że będzie to trudne i czułam,że on tego nie chce – ale potrzebowałam tego dla siebie. Zaproponowałam małą przerwę – bez kontaktu. Ustaliłam datę spotkania przy okazji firmowego wyjazdu integracyjnego – miało to być mniej więcej za tydzień. Ta być może krótka rozłąka miała nam dać czas na przemyślenia i odpowiedź czy nadal będziemy się spotykać jak do tej pory mimo tego co zaczęło się między nami ewidentnie tlić…Zostawiłam decyzję nam obojgu – Pan X miał wybór pojawić się tej nocy w hotelu w którym służbowo przebywałam i znów mieć mnie dla siebie – a ja przyjść do pokoju hotelowego, w którym miał czekać lub nie i zwyczajnie o nim zapomnieć.

Ale pomyliłam się – moja intuicja tym razem mnie zawiodła. Po przeczytaniu późnym wieczorem wiadomości od Pana X „jestem…czekam…nie mogło mnie tu nie być” i fragment wiersza rozczuliły mnie bez reszty i wiedziałam, że znów chce go tej nocy dla siebie. Przez uchylone hotelowe drzwi poczułam znajomy zapach perfum a w środku czekał na mnie znów Pan X…Wymieniliśmy obydwoje stęsknione spojrzenia i zaczęliśmy się kochać jakby nic się nie stało – namiętnie i mocno. Rozłąka wprawiła nas w  jeszcze większą euforię doznań – wyczekane i stęsknione pocałunki mówiły za nas same. Wszystko było jasne – chcieliśmy siebie nadal tak samo jak pierwszej nocy jeśli nie mocniej. Nie mogłam przestać się uśmiechać a Pan X trzymał mnie w ramionach jeszcze mocniej niż zwykle.

To było kolejne niepowtarzalne przeżycie – przypadkowo zapoznany w sieci Mr.Q był dla mnie od tej pory kimś kto zawsze się pojawia kiedy go potrzebuje.

P.S Tamtej nocy od Pana X dostałam swoją własną koniczynę szczęścia – nie zdradzę co to – ale nigdy się z nią nie rozstaje 😉

P.S 2 Ostatnia wiadomość od Pana X przed rozłąką brzmiała „ Do zobaczenia za 8 dni albo nigdy…”

Nazajutrz

Nazajutrz po kolejnej wspólnie spędzonej nocy musieliśmy rozstać się wcześnie. Nie zawsze mogliśmy mieć siebie na dłużej. Pozostawała nam wtedy jedynie wymiana wiadomości – potrafiliśmy pisać przez cały dzień, czasem nawet do późnej nocy – o tym jak było , co czuliśmy i czego chcemy spróbować jeszcze. Oprócz świetnego seksu mamy chyba coś, czego każda para kochanków może nam zwyczajnie pozazdrościć – wzajemną sympatię.

Wieczorne doznania w hotelu , po 8 dniach rozłąki z Panem X okazały się być dla mnie niczym eteryczne – nadal je czułam…odtwarzałam w myślach nie chcąc utonąć w korporacyjnej ziemskiej otchłani do której rano musiałam powrócić 😛

Czułam niedosyt…podobnie jak Pan X, który od samego wschodu słońca, po tygodniu milczenia nie dawał teraz o sobie zapomnieć nawet na chwilę…To było cudownie spontaniczne. Tak dobrze myślicie – umówiliśmy się na popołudnie w naszym znajomym hotelu 😛

Tym razem to ja zaskoczyłam Pana X czytając mu w myślach…szpilki…pończochy…i obcisła skąpa sukienka…Napisał  „chciałbym taką ciebie zobaczyć dzisiaj”. I tak o to wysublimowany, korporacyjny dress code okazał się nad wyraz uniwersalny 😀

Pewnym krokiem weszłam do pokoju hotelowego – Pan X czekał przy drzwiach i nie zdejmując ze mnie niczego odwrócił, podsunął sukienkę do góry i mocno złapał za biodra…a ja oparta o ścianę pozwoliłam mu zrobić to co dokładnie chciał. To było silniejsze od nas…obustronne i zwierzęce pożądanie. Po chwili położył mnie na łóżku zdjął dolną część bielizny i znów poczułam jego delikatne usta między udami… Dla mnie było to jedno z najbardziej obezwładniających przeżyć – przynajmniej do tamtego momentu 😉

Po wszystkim rozmawialiśmy długo – mieliśmy sobie tyle do powiedzenia, jednocześnie chcąc się sobą nacieszyć fizycznie.

Pan X szybko sprowadził mnie na ziemię – usłyszałam „Tym facetem, który wystawił cię kilka miesięcy temu nie zjawiając się na spotkaniu – byłem ja…”

P.S Napisałabym co było dalej… ale na samą myśl przechodzi mnie mało przyjemny dreszcz, ale nie, nie wyszłam w pośpiechu z hotelu i nie zatrzasnęłam za sobą drzwi z impetem

Wyświetl komentarzeZamknij komentarze

Napisz komentarz